Każdy z nas ma taką przestrzeń na świecie, gdzie czuje się przysłowiowo “jak w domu”. Nasze odkryliśmy zeszłej jesień chociaż nie był to nasz pierwszy raz w tym miejsu. Mowa o stanie Kalifornia a w szczególności o Los Angeles. To miejsce, zaraz po naszych rodzinnych domach, sprawia, że czujemy się tam prawie jak w bajce. Słońce, plaża, uśmiechnięci ludzie i to coś czego nie potrafimy wytłumaczyć:) Klimat!

Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób nie przepada za miastem aniołów. My będąc pierwszy raz również nie zachwyciliśmy się od razu jednak oboje wiedzieliśmy, że nie zobaczyliśmy wszystkich miejsc, które byśmy chcieli. W Los Angeles mieliśmy okazję spędzić fanastyczny listopadowy tydzień. Był to jak dotychczas jeden z naszych lepszych wyjazdów, chociaz rozpoczęło się karkołomnie.

Swoją podróż rozpoczeliśmy późnym listopadowym wieczorem na dworcu PKS w Katowicach. Skąd udaliśmy się Polskim Busem do … Gdańska. Nastepnie stamtąd po kilku godzinach liniami lotniczymi SAS polecieliśmy do Oslo, by spędzić tam cały wieczór i noc 🙂 O poranku następnego dnia polecieliśmy do Frankfurtu, i kolejnym lotem dolecieliśmy do Calgary w Kanadzie. Pozostało już tylko udać się popołudniowym samolotem do Los Angeles. Umordowani karkołomną prawie 48h podróżą dotarliśmy wynajętym autem do naszego mieszkania na Venice Beach. Zdajemy sobie sprawę, że nasz przelot wydaje się mega dziwny, ale jak pomyślimy, że trudy podróży zrekompensowała nam dobra cena biletu, to już uważamy, że moglibyśmy to powtórzyć 🙂

Mimo zmęcznia i pokonaniu wielu stref czasowych następny dzień i każdy kolejny spędziliśmy bardzo intensywnie. Tydzień zleciał nam bardzo szybko i załowaliśmy, że nasz wyjazd już się kończy.

W trakcie tych kilku dni pobytu udało nam się po prostu miło spędzić czas w Los Angeles, zwiedzić wzgórza Hollywood, odwiedzić opuszczone kalifornijskie miasto rodem z Dzikiego Zachodu, udać się na słynną drogę Route 66 oraz wpaść na chwilę do … Palm Springs. Miasta, które bardzo dobrze kojarzylśmy z filmów oglądanych w dzieciństwie. Miasta, które nas mega … rozczarowało. Stojące na środku pustyni całkowicie bez charakteru i duszy nie przypadło nam do gustu. Jedyną jego mocną stroną było zjedzenie przepysznych hamburgerów w Ruby’s. Były to jedne z najlepszych jakie jedliśmy.

Uwielbiamy klimat Los Angeles, a szczególnie Malibu, Venice oraz … Manhattan Beach, która będzie miejscem przystankowym naszej kolejnej wyprawy do Kalifornii. Bo, że ona będzie prędzej czy później to pewne. Kto przecież nie wraca do domu?